Studio Treyarch stanęło przed bardzo trudnym zadaniem, zdawać by się mogło, wręcz niemożliwym do zrealizowania. Stworzyć kolejną część serii, lepszą od Call of Duty 4: Modern Warfare. W 2007 roku Infinty Ward ustawiło poprzeczkę bardzo wysoko, wielu developerów nie potrafiło nawet zbliżyć się do poziomu czwartej odsłony serii. Szczególnie opcja zabawy wieloosobowej pozamiatała konkretnie, zrzucając na jakiś czas z tronu Halo 3. Czy ekipie z Santa Monica udało się sprostać trudnemu zadaniu dorównania "czwórce".
Twórcy nieparzystych odsłon Call of Duty postanowili powrócić do czasów największego konfliktu w historii naszego globu - drugiej Wojny Światowej. Po ogłoszeniu tej informacji część graczy podniosła lament, będąc znużonymi wydarzeniami z końca pierwszej połowy dwudziestego wieku, toteż autorzy Call of Duty: World at War pierwszy raz w historii serii postanowili umiejscowić część wydarzeń na froncie dalekowschodnim - w Japonii. Gra została podzielona na wydarzenia obserwowane z perspektywy szeregowego Millera, amerykańskiego żołnierza walczącego w "Kraju Kwitnącej Wiśni" oraz szeregowego Petrenko broniącego "Matki Rosji" oraz w późniejszej części gry atakującego Berlin. Przyjdzie Wam także wcielić się w jeszcze jedną postać - operatora karabinu na pokładzie PBY Catalina, atakującego japoński konwój (postać ta grywalna jest tylko w jednej misji).
Zadania do wykonania nie przedstawiają jakiejś wielkiej różnorodności, to raczej standard jeśli chodzi o serię. Questy typu "zniszcz gniazdo karabinu maszynowego", "osłaniaj samolot" z działka pokładowego czy "zdobądź pozycję wroga" to nic odkrywczego. Historia przedstawiona w grze nie jest zła, jednak nie wciąga tak samo jak przygody kpt. Price'a i spółki w Modern Warfare. Ogólnie struktura misji bardzo przypomina poprzednią odsłonę. To trochę tak jakby twórcy World at War wrzucili Modern Warfare w czasy drugiej Wojny Światowej dodając swoją historię i bohaterów. Podobała się Wam misja ze snajperami w "czwórce"? Tu uświadczycie coś na kształt deja vu, tylko że w Stalingradzie. W sumie to dobrze, bo poprzednik okazał się rewelacyjną grą, ale oczekiwałem czegoś więcej po kolejnej części serii, czegoś innego, nowego, a dostaliśmy tą samą "potrawę" tylko podaną w trochę inny sposób i przyprawioną szczyptą brutalności.
Od początków serii denerwowało mnie to, że choć trup ścielił się gęsto to nie mogliśmy uświadczyć krwi na polu walki. Wraz z World at War sytuacja się zmieniła. Najnowsza odsłona jest grą bardziej brutalną od poprzednika. Pourywane nogi po strzale z shotguna czy pękające głowy po celnym headshot'cie to tutaj chleb powszedni. Już pierwsza scena gry prezentuje Wam krwawą egzekucję amerykańskiego żołnierza, no ale przecież tak właśnie wyglądał tamten konflikt - krwawo i brutalnie.
Autorzy przed premierą gry rozgłaszali wszem i wobec, że walka na nowym froncie przyniesie ze sobą całkiem nowe doznania na polu walki - zasadzki, brutalność oraz starania Japończyków do ostatniej kropli krwi. W rzeczywistości wszystko to prezentuje się raczej średnio. Oprócz wyżej wspomnianych zasadzek, atakujących Banzai (Japończyków czających się w trawie i próbujących zadźgać bohatera bagnetem) czy snajperów czających się na drzewach to nie za wiele tu nowości w walce. Jedyną nową rzeczą jest miotacz płomieni. Tak, w końcu się doczekaliśmy, ogólnie to chyba wrócił trend na umieszczanie "rzygacza ognia" w każdej strzelance (takowy uświadczycie chociażby w Gears of War 2, Far Cry 2 czy nadchodzącym Killzone 2. Przyjdzie Wam także postrzelać z dobrze znanego arsenału - powrócił Thomson, Mp44 i cała plejada zabawek dobrze znanych fanom z poprzednich części. Oczywiście nie zabrakło środków wybuchowych jak granaty czy koktajle Mołotova. Zasiądziecie również za sterami(?) czołgu oraz postrzelacie z działek pokładowych samolotu, czyli w sumie dostaliśmy to wszystko co przy okazji poprzednich edycji serii.
Grafika w grze cieszy oczy, tekstury są ostre, animacja trzyma stały poziom a miotacz płomieni wygląda naprawdę konkretnie. Dżungla prezentuje się jak najbardziej w porządku, zniszczony Stalingrad czy Berlin wyglądają bardzo przekonująco, jednak jak to bywa w tego typu strzelankach, nie mamy za dużo "wolności". Trzeba poruszać się po ustalonych przez autorów ścieżkach, dlatego nie sposób się zgubić. Muzyka jest bardzo dobrze dobrana, idealnie współgra z tym co dzieje się na ekranie, podkreślając wagę wydarzeń. Odgłosy wystrzałów, wybuchów czy nadlatujących samolotów to klasa sama w sobie.