Nie ma to jak po ciężkim dniu odstresować się i zasadzić kilka headshotów w gronie znajomych prosto w zgniłe łby nacierających zombies. Taki właśnie jest Left 4 Dead 2, zupełnie jak jego poprzednik. Jeśli przegapiliście pierwszą część tej świetnej gry to w drodze przypomnienia - generalnie chodzi o dotarcie z punktu A do punkt B. Niby pomysł prosty jak kij od miotły, ale przecież rzeczy proste czasami są genialne, co udowodniła już pierwsza odsłona. Druga tylko utwierdza w tym przekonaniu.
W Left 4 Dead 2 akcja dzieje się w południowej części Stanów Zjednoczonych. Nasi ocalali zaczynają swoją walkę o przeżycie w Savannah, by zakończyć swoją podróż w Nowym Orleanie. Tym razem autorzy zaserwowali nam pięć kampanii. Przyjdzie Wam przebijać się m.in. przez hotel, cukrownie, bagna, wesołe miasteczko, czy oblężony most. Szczególnie te ostanie dwa epizody zapadły mi najbardziej w pamięć. Nie zapomnijcie udowodnić Mustachio kto jest silniejszy i szybszy. Zagracie, zaczaicie o co chodzi.
Twórcy postanowili dodać tło fabularne jako że w L4D fabuła w ogóle nie istniała. Kampanie są teraz powiązane między sobą, więc nie mamy wrażenia z „jedynki”: „ale co ja tu w ogóle robię?”. Teraz każde wydarzenia są następstwem tego przez co przechodziliście wcześniej, dzięki czemu można odnieść wrażenie, że bierze się udział w jakiejś większej historii. Jednak nie spodziewajcie się cudów, fabuła w dalszym ciągu gra drugie skrzypce ustępując pierwszeństwa bezstresowej wyrzynce umarlaków. Oprócz standardowego zadania dotarcia do miejsca ratunku, przyjdzie Wam wykonać także mini-questy, jak przyniesienie Coca-Coli dla pewnego zabarykadowanego właściciela sklepu z bronią czy zebranie odpowiedniej ilości paliwa, by uruchomić samochód.
Nowy zestaw bohaterów oddany do dyspozycji prezentuje się równie dobrze jak starzy znajomi. W skład nowego teamu wchodzą: Coach (czarnoskóry trener futbolu amerykańskiego), Ellis - mechanik samochodowy, Nick (typ hazardzisty) oraz prezenterka telewizyjna Rochelle. Możecie troszkę poznać ich przeszłość słuchając konwersacji między nimi. Teksty rzucane przez bohaterów potrafią wywołać banana na twarzy. Save 4 Less rzucone przez Coacha w supermarkecie pozamiatało mną konkretnie.
Arsenał jakim przyjdzie się Wam posługiwać powiększył się o kilka broni (m.in. granatnik, karabin SCAR) oraz kilka innych gadżetów jak wybuchowe/zapalające naboje czy Toxic Bomb. Jest to butelka wypełniona płynem, który przyciąga zainfekowanych, bardzo użyteczna do walki przeciwko Tankowi. Naznaczenie skurczybyka tą mazią spowoduje zainteresowanie hordy nieszczęsnym osobnikiem, dzięki czemu zyskacie dodatkową siłę w walce z nim. Oczywiście największą nowością w sferze walki są bronie melee. Walka wręcz idealnie wpasowała się w klimat gry powodując jeszcze większą sieczkę na ekranie. Odcinanie główek czy rozczłonkowywanie zainfekowanych wyzwalało we mnie niewytłumaczalne pokłady dobrego nastroju. Do walki wręcz użyć można na przykład patelni, kija do krykieta, katany czy piły łańcuchowej. Teksańska masakra piłą łańcuchową w świecie L4D? - czemu nie.
Doszło też kilka przedmiotów mających ułatwić Wam przetrwanie. Zastrzyk z adrenaliny da Wam doładowanie energii (ale nie uleczenie ran; te nadal można uleczyć tylko za pomocą apteczki), lekko zwiększy szybkość Waszego bohatera oraz jego zdolność do przedzierania się przez hordę. Pomocne, gdy trzeba kogoś uleczyć lub szybko się ewakuować z zalewanej zombiakami strefy. Bardzo pomocny okazuje się również defibrylator, który ma możliwość przywrócenia do życia martwego kompana. Często będziecie dziękować za umieszczenie defibrylatora w grze, szczególnie na wyższych poziomach trudności.
