Nadszedł ten dzień, dzień bitwy o ziemię. Rok Pański Dwutysięczny Dwunasty, TV Puls, godzina nie pamiętam która. Ja i 10 piw. Czas oddzielić mężczyzn od dzieci, czas doświadczyć czym, kim, i skąd ta bitwa o ziemię.
Tak, znam prawie wszystkie "kultowe" historie o tym filmie. Wiem że kosztował coś koło 70 zielonych baniek, wiem że Travlota czekał jakieś 20 lat na udział w tym czymś, wiem że dzieło uzyskało poparcie tak zwanego ruchu scientologów czy jak to tam, wiem również że niektóre klatki zostały skradzione z "Blade Runner" i powleczone innym kolorem. Słowem - coś czego fizycznie bałem się kupić ale zła strona mocy nieustannie nakłaniała bym zobaczył. No i stało się.
Uzbrojony po zęby, wyposażony w torbę na wymioty oraz napój bogów oddałem swą dusze i ciało w ręce "Bitwy". Przez 2 godziny swiat zewnętrzny przestał istnieć.
Rok trzy tysięczny, źle się dzieje. Rasa Pysklopów sprowadziła rodzaj ludzki do poziomu mniej więcej kamienia łupanego. Celem inwazji nie były takie błahostki jak żywność, zasoby, kobiety, alkohol. O nie, moi drodzy. Złoto. Tak, złoto jest najbardziej pożądanym surowcem we wszechświecie i Psyklopi zdają sobie doskonale sprawę. Jeśli kiedyś amerykańscy raperzy będą szukać materiału na 24 karatowe felgi do swoich odjazdowych fur, i ruszą w kosmos, to tak prawdopodobnie będzie wyglądać spełnienie ich marzeń. Mamy więc neadertalskich ludzi oraz ich oprawców będących skrzyżowaniem Klingonów, Ozziego Osbourne'a oraz Jonathana Davisa z kapeli "Korn".
Główny bonzo, w tej roli mister Travolta, to gość któremu źle się wiedzie. Mimo talentów pełni rolę podrzędnego "opiekuna" tak syfiastej planety jak nasza. Ambicje szybko dają znać i Trav...o przepraszam, Terl (takie jego imię) szybko zaczyna kombinować jak tu obrócić sprawy na własną korzyść. System jest prosty, wyedukować "Ludzkie zwierzęta" i wykorzystać ich do ryzykownej pracy przy wydobyciu złota z terenów nieprzyjaznych Psykolpom (przy czym owe kopalnie to zwykłe dziury w ziemi). Tak więc Terl wybiera sobie swojego giermka i edukuje go na zasadzie efektów specjalnych (wiązka promieni rodem z Sony Vegas ucząca gościa takich rzeczy jak obce języki czy funkcje systemu komputerowego obcych). Potem koleś zostaje zaznajomiony z pierdołami pokroju latania obcymi myśliwcami i jest git. No, idealny niewolnik. Oczywiście gdzie marchewka tam i kij, zatem nasz heros ma w perspektywie śmierć swojej ukochanej jeśli coś nie wypali. Sam Terl przy każdej możliwej okazji daje przykłady swojego "zła" i "bezwzględności", odstrzeliwuje krowom kończyny za pomocą swojego pistoleciku prosto z serii zabawek marki "Fischer Price", robi źle tym którzy zeń szydzą i ogólnie jest madmanem. Do tego dochodzi genialne aktorstwo Dżona Travolty, tak przesadzone że aż śmieszne. Piskliwe krzyki przypominające kwik świniaka połączone z przesadną gestykulacją na zasadzie "macham rękami jak szalony", plus poczucie humoru. To specyficzna sprawa, otóż w całym filmie daje znać tak zwany humor Psyklopów zbiegający się do jednego "dowcipu", przewija się on od początku do końca i za każdym jednym razem jest kwitowany gromkim "BWAHAHAHAHAHAHHAHAHA!!!!"". Cudownie, a warto dodać że 99,99% zdjęć jest kręcona pod kątem mniej więcej siedemdziesięciu stopni i w dól, zatem czujemy się jak pijany marynarz na mocno niestabilnej łajbie. Im dalej idzie akcja tym mniej i mniej sensu. Jaskiniowiczycy uczący się latać myśliwcami i obsługiwać dowolną broń W KILKA DNI, przy powtarzaniu tak kultowych kwestii jak "piece of cake". Jest i złoto, czyli nieodkryty przez aliensów Fort Knox. No cóż, widać skan terenowy nieco ich przerósł. Po zadziwiająco długich i bezproduktywnych scenach na zasadzie "Terl uczy, Terl każe, Terl manipuluje, BWAHAHAHAHAHAHAHA, ludzie kombinują rebelię" następuje tytułowy "Battlefield". Ludzkość rusza do walki, efekty wymiatają jak np. wspaniała i głęboka scena z wybijaniem szyb krzesłami albo spowolnienie czasu podczas salwy skierowanej na podłogi/stoły/krzesła...czyżby Ikea sponsorowała to dzieło? Efekty są straszne, latające promienie blasterów niczym glo-sticks na love paradzie w Berlinie, goście ruszają się jakby pływali w 10000000 litrach kleju super-glue, no i ta epickość - dziesięciu obcych kontra jakiś tam sześciu "rebelsów". Autentyczna walka o ziemię (przypominam że taki np. Matrix powstał rok wcześniej). I w końcu, w końcu ta wisienka na torcie kiedy małpoludy...przepraszam, walczący o wolność ludzie odpalają w swoich myśliwcach (które stały w hangarze przez jakieś tysiąc lat) i sieją zgrozę pośród Psyklopiej populacji. Mało tego, jeden szczęśliwiec dokonuje samozwańczego teleportu na Pysklopię (planeta obcych) i robi tam nuclearny rozp*****!!
*Łza* To niezwykły film, poruszający. Uczy tak ważnych rzeczy jaki miłość, braterstwo, odwaga, strzelanie do krów. 70 baniek wyłożonych w ten twór wydaje się ciut za dużo ale tuż za rogiem są perły pokroju "Prometeusza" przy których dokonania Dżona i spółki, a także Eda Wooda, bledną. Film prawie tak dobry jak "Spaceballs", brakowało mi Leslie Nielsena oraz Eddiego Murphy. Z nimi na pokładzie mógł powstać prawdziwy kultowiec. A tak jest "tylko" bardzo dobrze.
Naprawdę polecam "Bitwę", jest prawie tak zła jak ludzie mówią, na nietrzeźwo i z dystansem może się spodobać.
Tak, znam prawie wszystkie "kultowe" historie o tym filmie. Wiem że kosztował coś koło 70 zielonych baniek, wiem że Travlota czekał jakieś 20 lat na udział w tym czymś, wiem że dzieło uzyskało poparcie tak zwanego ruchu scientologów czy jak to tam, wiem również że niektóre klatki zostały skradzione z "Blade Runner" i powleczone innym kolorem. Słowem - coś czego fizycznie bałem się kupić ale zła strona mocy nieustannie nakłaniała bym zobaczył. No i stało się.
Uzbrojony po zęby, wyposażony w torbę na wymioty oraz napój bogów oddałem swą dusze i ciało w ręce "Bitwy". Przez 2 godziny swiat zewnętrzny przestał istnieć.
Rok trzy tysięczny, źle się dzieje. Rasa Pysklopów sprowadziła rodzaj ludzki do poziomu mniej więcej kamienia łupanego. Celem inwazji nie były takie błahostki jak żywność, zasoby, kobiety, alkohol. O nie, moi drodzy. Złoto. Tak, złoto jest najbardziej pożądanym surowcem we wszechświecie i Psyklopi zdają sobie doskonale sprawę. Jeśli kiedyś amerykańscy raperzy będą szukać materiału na 24 karatowe felgi do swoich odjazdowych fur, i ruszą w kosmos, to tak prawdopodobnie będzie wyglądać spełnienie ich marzeń. Mamy więc neadertalskich ludzi oraz ich oprawców będących skrzyżowaniem Klingonów, Ozziego Osbourne'a oraz Jonathana Davisa z kapeli "Korn".
Główny bonzo, w tej roli mister Travolta, to gość któremu źle się wiedzie. Mimo talentów pełni rolę podrzędnego "opiekuna" tak syfiastej planety jak nasza. Ambicje szybko dają znać i Trav...o przepraszam, Terl (takie jego imię) szybko zaczyna kombinować jak tu obrócić sprawy na własną korzyść. System jest prosty, wyedukować "Ludzkie zwierzęta" i wykorzystać ich do ryzykownej pracy przy wydobyciu złota z terenów nieprzyjaznych Psykolpom (przy czym owe kopalnie to zwykłe dziury w ziemi). Tak więc Terl wybiera sobie swojego giermka i edukuje go na zasadzie efektów specjalnych (wiązka promieni rodem z Sony Vegas ucząca gościa takich rzeczy jak obce języki czy funkcje systemu komputerowego obcych). Potem koleś zostaje zaznajomiony z pierdołami pokroju latania obcymi myśliwcami i jest git. No, idealny niewolnik. Oczywiście gdzie marchewka tam i kij, zatem nasz heros ma w perspektywie śmierć swojej ukochanej jeśli coś nie wypali. Sam Terl przy każdej możliwej okazji daje przykłady swojego "zła" i "bezwzględności", odstrzeliwuje krowom kończyny za pomocą swojego pistoleciku prosto z serii zabawek marki "Fischer Price", robi źle tym którzy zeń szydzą i ogólnie jest madmanem. Do tego dochodzi genialne aktorstwo Dżona Travolty, tak przesadzone że aż śmieszne. Piskliwe krzyki przypominające kwik świniaka połączone z przesadną gestykulacją na zasadzie "macham rękami jak szalony", plus poczucie humoru. To specyficzna sprawa, otóż w całym filmie daje znać tak zwany humor Psyklopów zbiegający się do jednego "dowcipu", przewija się on od początku do końca i za każdym jednym razem jest kwitowany gromkim "BWAHAHAHAHAHAHHAHAHA!!!!"". Cudownie, a warto dodać że 99,99% zdjęć jest kręcona pod kątem mniej więcej siedemdziesięciu stopni i w dól, zatem czujemy się jak pijany marynarz na mocno niestabilnej łajbie. Im dalej idzie akcja tym mniej i mniej sensu. Jaskiniowiczycy uczący się latać myśliwcami i obsługiwać dowolną broń W KILKA DNI, przy powtarzaniu tak kultowych kwestii jak "piece of cake". Jest i złoto, czyli nieodkryty przez aliensów Fort Knox. No cóż, widać skan terenowy nieco ich przerósł. Po zadziwiająco długich i bezproduktywnych scenach na zasadzie "Terl uczy, Terl każe, Terl manipuluje, BWAHAHAHAHAHAHAHA, ludzie kombinują rebelię" następuje tytułowy "Battlefield". Ludzkość rusza do walki, efekty wymiatają jak np. wspaniała i głęboka scena z wybijaniem szyb krzesłami albo spowolnienie czasu podczas salwy skierowanej na podłogi/stoły/krzesła...czyżby Ikea sponsorowała to dzieło? Efekty są straszne, latające promienie blasterów niczym glo-sticks na love paradzie w Berlinie, goście ruszają się jakby pływali w 10000000 litrach kleju super-glue, no i ta epickość - dziesięciu obcych kontra jakiś tam sześciu "rebelsów". Autentyczna walka o ziemię (przypominam że taki np. Matrix powstał rok wcześniej). I w końcu, w końcu ta wisienka na torcie kiedy małpoludy...przepraszam, walczący o wolność ludzie odpalają w swoich myśliwcach (które stały w hangarze przez jakieś tysiąc lat) i sieją zgrozę pośród Psyklopiej populacji. Mało tego, jeden szczęśliwiec dokonuje samozwańczego teleportu na Pysklopię (planeta obcych) i robi tam nuclearny rozp*****!!
*Łza* To niezwykły film, poruszający. Uczy tak ważnych rzeczy jaki miłość, braterstwo, odwaga, strzelanie do krów. 70 baniek wyłożonych w ten twór wydaje się ciut za dużo ale tuż za rogiem są perły pokroju "Prometeusza" przy których dokonania Dżona i spółki, a także Eda Wooda, bledną. Film prawie tak dobry jak "Spaceballs", brakowało mi Leslie Nielsena oraz Eddiego Murphy. Z nimi na pokładzie mógł powstać prawdziwy kultowiec. A tak jest "tylko" bardzo dobrze.
Naprawdę polecam "Bitwę", jest prawie tak zła jak ludzie mówią, na nietrzeźwo i z dystansem może się spodobać.