6 sie 2005, o 19:35
O kurczę, o tym mogę gadać (pisać) godzinami... Ja nie mam jakiegoś określonego jasno, jednego stylu, czy wykonawcy... Muza ma być dobra. Wracam do niej cały czas. Zapytasz mnie: "Co to znaczy DOBRA muza?" Na to ja: "Nie wiem. Po prostu ma być dobra". Słucham zarówno muzy poważnej, jak i "electroboogie". Po trzech (starych) płytach Beastie Boys mogę zarzucić Elvisa (jestem Jego fanem). Po "Tunnel Hardcore Trance vol. 158" mogę zarzucić "Cztery Pory Roku".
BTW, bardzo cenię Kazika, choć za Nim akurat średnio przepadam, Ale jest dla mnie przykładem nieskomercjalizowanego w 100% artysty.
Jest jednak pewna granica, której przekroczyć u mnie w domu nie można. Ta granica nazywa się "Ich Trole", "Mandaryna" (numer łan ex-quo, czy jak to się tam pisze...), a dalej to już Britnej, Agilera, Sara Condor, i setki gwiazd z RMF FM i ZETki... Kumacie, nie? Klanu Wiśniewskich nienawidzę, Michała udusiłbym gołymi rękami (jak dla mnie, to gra on w tej samej lidze co polscy politycy - "zrobię WSZYSTKO dla PLNów")...
Generalnie to jestem lekkim oldskulowcem, który ubolewa strasznie nad upadkiem obyczajów...
"(...) pozostało mi do przeżycia od dwóch dni do dwóch miesięcy. Wszystko to czcze spekulacje, na które reaguję uśmiechem. Wybaczcie mi, proszę, moją lekkomyślność. Nie jestem w stanie traktować śmierci serio. Wydaje mi się niedorzeczna."
R. A. Wilson