Onlygames.pl | Serwis Konsolowy, recenzje gier, konsole | PlayStation 3, Xbox 360, Wii, PSP, 3DS, DS, PS2, strona o konsolach

------------------------------------
Kanał OnlyGamespl na YouTube:

Zdjęć w galerii: 14033
Liczba wiadomości: 8451
Liczba artykułów: 1800
Viking: Battle for Asgard - recenzja PlayStation 3Xbox 360

W ostatnich latach mieliśmy sporo przykładów produkcji, które ewidentnie cierpiały z powodu słabej promocji ze strony wydawcy. Kończyło się to często słabą sprzedażą (mimo wysokich ocen przyznawanych przez recenzentów), a w konsekwencji zamknięciem kilku znanych i cenionych zespołów developerskich. Daleki jestem od skazywania na podobny los także ekipy Creative Assembly, autorów Viking: Battle for Asgard, ale nie da się ukryć, że tytuł ten mógł zostać lepiej wypromowany. Pierwszy większy pokaz dla dziennikarzy (można było przetestować wówczas grywalną wersję gry) zorganizowano na początku lutego, tymczasem pod koniec marca pełna wersja wylądowała już w sklepach. Czy ktoś tu aby za bardzo nie pospieszył się?

Zacznijmy może od wyjaśnienia, czym w ogóle najnowszy twór wspomnianego brytyjskiego studia jest. Creative Assembly to twórcy między innymi Spartan: Total Warrior, slashera, który zapisał się w pamięci użytkowników PS2 i Xboxów głównie z powodu robiących wrażenie dużych bitew. Nieczęsto oglądaliśmy na maszynkach poprzedniej generacji pojedynki, w których brało udział ponad 100 jednostek, więc S:TW spodobał się wielu osobom. Autorzy postanowili nie rezygnować ze swojego znaku rozpoznawczego (czyli spektakularnych bitew na kilka setek wojowników) także i w swojej najnowszej pozycji, ale to w zasadzie jedyna rzecz, która jest wspólna dla tych gier. O ile Spartan miał więcej z prostej siekanki, to Viking bardziej przypomina RPG-a – jest tu sporo łażenia po ogromnych mapach, wypełniania zadań zlecanych przez konkretne postacie, czy w końcu szukania złota, za które można potem kupować nowe umiejętności, ciosy oraz narzędzia. Zdecydowanie nie jest to tytuł wzorujący się na God of War, jak twierdzi wiele osób mylnie interpretując screeny. Battle for Asgard ma swój styl – to klasyczna do bólu „siekanka” z naciskiem na zwiedzanie ogromnych map i wypełnianie questów.



Autorzy nie wysilili się jeśli chodzi o fabułę. Głównym bohaterem jest Skarin, wojownik, który został wskrzeszony (po tym jak poległ na polu walki) przez boginię Freyę. W zamian ma pomóc jej w walce ze złą boginią Hel, królową podziemia, która przy pomocy swoich sługusów opanowała Midgard i uwięziła tysiące żołnierzy stojących po „jasnej stronie mocy”. Hel najzwyczajniej w świecie chce się w ten sposób zemścić za wygnanie jej z elity bogów... Mniejsza o tę nieszczęsną historyjkę. Tak naprawdę wiedzieć musicie jedno – świat zalały hordy złych stworów i najwyższa pora je powstrzymać. Fabuła zdecydowanie nie jest najmocniejszym punktem tego programu, ale chyba nigdy nie miała nim być. Stanowi jedynie łatwy pretekst do wypełniania kolejnych zadań. Nie ma tu zwrotów akcji, nie ma ciekawych i trzymających w napięciu cut-scenek, czy dialogów zmuszających do zastanowienia się nad sensem życia. Umówmy się jednak, że mało który slasher (bo chyba tak należy najnowszą grę ludzi z Creative Assembly traktować) może poszczycić się ciekawym scenariuszem. Tu chodzi o coś zupełnie innego.



Rozgrywka w Viking: Battle for Asgard trąci oldschoolem. Niektórzy nazywają ten tytuł staroszkolną Zeldą z next-genową oprawą i dużo większą dawką brutalności – muszę przyznać, że jest w tym sporo racji. Tutaj też Skarin podąża od jednej do drugiej wioski, przyjmuje zadania od wybranych osób, a pomyślne zaliczenie questów odkrywa przejście do kolejnego, dotychczas zablokowanego obszaru. Standardzik, ale bardzo przyjemny, bo podany w bardzo ładnej oprawie graficznej i z całkiem ciekawym systemem walki. Osobiście jestem znudzony już tytułami, w których główny protagonista jest pół-bogiem i wycina całe zastępy wrogów. Studio Creative Assembly postawiło sprawę nieco inaczej – w ich najnowszej produkcji główny bohater wcale nie ma przewagi, a na początku nawet grupka kilku oponentów może narobić mu sporo szkód. Wszystko zostało skonstruowane tak, aby podczas zwiedzania mapy nakłaniać do wycinania wrogich jednostek pojedynczo. Można nawet podkraść się po cichu od tyłu i jednym ciosem wykończyć niczego nie spodziewającego się przeciwnika. W przypadku zaalarmowania większej grupki oponentów jest już bardzo trudno, a nadmienić muszę, że w zasadzie nie da się tutaj uciec z pola walki – główny bohater nie grzeszy szybkością, więc „siły ciemności” w 99% przypadków go doganiają.



Na początku system walki wydaje się bardzo prosty. Do dyspozycji jest lekkie i mocne uderzenie (odpowiednio: szybsze i wolniejsze), blok i to w zasadzie tyle. Z czasem jednak Skarin znajduje odpowiednie obszary, w których może uczyć się nowych ruchów. Oczywiście nic za darmo – każdy nowy cios kosztuje odpowiednią ilość złota, które leży porozrzucane w wielu miejscach krainy. Warto poszukać cennego kruszcu, bowiem bez nowych umiejętności ani rusz. W miarę progresu bohater uzyskuje dostęp do coraz sprawniejszego skradania się, mocniejszych uderzeń z wykorzystaniem L1/LB (w zależności od konsoli), czy w końcu super-mocnego ciosu z wyskoku zdolnego przełamywać nawet stalowe tarcze. Tak naprawdę im dalej tym lepiej, więc warto dać grze szansę i nie zniechęcać się skromnymi możliwościami na początku. Od pewnego momentu dostępne stają się uskoki przed ciosami, odpychanie, a nawet uderzenia kontrujące... Warto jeszcze wspomnieć o możliwości wykorzystania czarów, które są do kupienia u handlarzy w wiosce. Jeden z nich podpala okładanych przeciwników, inny z kolei zamraża. Nie ma tego zbyt dużo, ale można sobie pomóc w kryzysowych sytuacjach (o ile naładowany jest czerwony pasek w lewym górnym rogu ekranu).



Podoba mi się to, że gra uczy poszczególnych umiejętności stopniowo. Gracz nie dostaje dostępu do wszystkiego naraz, by potem wykorzystywał ze trzy ciosy, a o innych zapomniał. W Battle for Asgard praktycznie wszystkie ruchy znajdują wykorzystanie, są idealne na konkretnych przeciwników. Tych z tarczami trzeba zaatakować mocnym, ale wolnym uderzeniem, szybkich szaleńców przypominających wojowników ninja rozkłada na łopatki błyskawiczne combo, natomiast na zwykłych oponentów najlepsze są podstawowe ataki i podchodzenie z ukrycia. Twórcy starali się urozmaicić nam zabawę, więc od czasu do czasu wrzucili sekcje QTE, zwłaszcza podczas walk z olbrzymami, pełniącymi tutaj rolę sub-bossów. Taniec Skarina wokół gigantów przypomina God of War – kamera szaleje, krew leje się litrami, a główny bohater ubija stopniowo swojego oponenta. Mam tutaj jedno zastrzeżenie: za każdym razem walka z olbrzymami wygląda tak samo. Można wręcz nauczyć się na pamięć kolejności przycisków do wklepywania, bo nie zmienia się to aż do końca.

Strona artykułu: [1]  [2]  [3]    

UID: 8065
Okładka/art:
Tytuł:
Viking: Battle for Asgard
Developer: Creative Assembly
Gatunek: chodzona bijatyka
Data wydania:
EUR: 28/03/08
USA: 25/03/08
JAP: -
Poziom trudności:
średni (3/5)
       

Strony zaprzyjaźnione

- ZOBACZ TUTAJ              
Kana³ RSS
Materiały zawarte w serwisie onlygames.pl są objęte prawem autorskim i nie mogą być w całości
lub we fragmentach kopiowane, powielane oraz rozprowadzanie bez zgody ich autorów!