Po ostrym zjechaniu poprzedniej części
Tomb Raidera przez prasę, kontynuacja tej zasłużonej serii stanęła pod znakiem zapytania. Mimo wszystko
Angel of Darkness nie sprzedawała się fatalnie, przynosząc Eidosowi jakieś tam pieniądze. Ciśnienie było jednak zbyt duże... Mnie osobiście trochę śmieszy sytuacja w której wielu recenzentów, w myśl panującej ostatnio mody, zaczęło narzekać na wszystkie części
Tomba (prócz jedynki naturalnie, bo przecież ona w obiegowej opinii jest kultowa;), mimo że wcześniej wystawiali im oceny rzędu 8-9/10. Pewnie, argumentacja jest rozsądna - w końcu kolejne odsłony przygód Lary na PSX'a nie różniły się zbyt wiele od siebie, a w
AoD zbyt mało było motywów, które można by nazwać powrotem do korzeni, poza tym wprowadzone nowości po prostu nie trafiały. Tylko dlaczego od razu się o tym nie pisało? Dlaczego dla przykładu "trójka" niegdyś wychwalana przez wiele osób, teraz jest dla nich obiektem drwin i "mission-pack'iem"? Popularne stało się jeżdżenie po tej serii, oj popularne... Zostawmy jednak te dywagacje, bo oto
Legend trafiło na półki sklepowe Europy.
Eidos zmienił dotychczasowego developera - Core Design - na rzecz innej, bardzo dobrej firmy. Crystal Dynamics, bo o niej mowa, wsławiła się przede wszystkim znakomitym
Soul Reaverem. Miała dać jednak powiew świeżości
Tomb Raiderowi oraz pokazać, że coś jeszcze z tej serii da się wycisnąć. Bo nie oszukujmy się - jeśli
Legend okazałaby się klapą, dalsze części przygód Lary byłyby bardzo wątpliwe. Zatrudniono też (pewnie to trochę taki zabieg marketingowy) Toby'ego Gard'a, "ojca" Lary, który po zrobieniu znakomitej "jedynki" odszedł z Core Design (twierdząc, że nie interesuje go robienie kasy poprzez wydawanie kolejnych pakietów nowych poziomów ).
Legenda miała być wybawieniem, a jednocześnie podsumowaniem blisko 10-letniej kariery pani archeolog. Co z tego wszystkiego wyszło?
Cóż, nie będę dłużej trzymał Was w niepewności... Lara powróciła w dobrym stylu. Być może nie jest to ósmy cud świata, no ale chyba takiego nikt nie oczekiwał.
Tomb Raidera odświeżono, wrzucono popularne ostatnio elementy, oraz tak jak zapowiadano - powrócono do źródeł. Trochę zdziwiłem się już na początku, bo parę rzeczy zmieniło się od czasów pierwszej grywalnej wersji (jaką jakiś czas temu dla Was testowaliśmy). Ale po kolei...
Od razu muszę powiedzieć, że na fabule się lekko zawiodłem. Nie chcę zbyt wiele ujawniać, ale jest pewna ckliwa historyjka ciągnąca tę grę... Można było zdecydować się na coś bardziej ambitnego, ale w porządku - jestem to w stanie autorom wybaczyć. Siłą
Tomb Raidera nigdy nie był powalający scenariusz, ale... tak naprawdę, to Lara w najnowszej części biega z jednego do drugiego miejsca w poszukiwaniu części pewnego artefaktu. Można było liczyć na większe rozwinięcie co ciekawszych wątków. Gdy autorzy wspominali o tym, że w końcu dowiemy się dlaczego główna bohaterka została panią archeolog, naprawdę liczyłem na coś dobrego. Niestety, nic z tych rzeczy. Do gustu nie przypadły mi też rozmowy z Zipem. Nie wiecie kto to? Można nazwać go kumplem Lary, towarzyszem przygód, który kontaktuje się z nią przez słuchawkę w uchu. Po pierwsze jego gadki są w większości żałosne (no wybaczcie, ale czy podnieść ma mnie na duchu gromkie "Yeah baby! Do that again", czy też "Woooo-hooo!" przy co większych wyskokach?), a po drugie jakoś tak odzierają trochę grę z klimatu. Pierwszego
Tomba zapamiętaliśmy jako tytuł, którego atmosfera wręcz przytłaczała. Zapomniane grobowce, cisza, totalne odludzie... To było coś. Tymczasem tutaj dostaliśmy co chwilę wtrącającego się Zipa, który naprawdę już po kilkunastu minutach zaczyna denerwować, a po kilku godzinach gry będziecie chcieli go w ogóle wyciszyć. A wspomniałem o akcencie naszych bohaterów? Nie? Mam nadzieję więc, że kochacie akcent brytyjski (w co wątpię), bo daje się go odczuć w
Legend aż nadto. Wiecie o co chodzi...? Lara nie powie dla przykładu "Oł, Zip!", tylko "Ouuuułł Zip" ;)... Naprawdę drażniąca sprawa, przynajmniej mnie. No i doliczcie do tego cokolwiek dziwny głos naszej bohaterki, który mi osobiście jakoś do gustu nie przypadł (moim zdaniem nie pasuje do takiej postaci, a za pierwszym razem gdy go usłyszałem wręcz skrzywiłem się).