Mimo zdecydowanej przewagi momentów, w których premiowane jest skradanie, twórcy wrzucili też kilka zdefiniowanych sytuacji, w których należy strzelać ile wlezie. Najczęściej bohater jest wówczas umieszczony w zamkniętym pomieszczeniu bez możliwości ucieczki i tylko sprawne posługiwanie się strzelbą lub inną bronią palną może dać mu przeżycie. Nie są to łatwe starcia i potrafią frustrować, gdy powtarza się je po kilka razy, ale mimo wszystko stanowią niezłe urozmaicenie od zdecydowanie przeważającej powolnej eksploracji i skradankowego trybu wykańczania przeciwników.
Oprawa audio/video to maksimum tego, co da się wycisnąć z PlayStation 3. Nie spodziewajcie się jednak, że zmiecie Was z powierzchni ziemi – nie zmiecie, bo już dawno zobaczyliśmy co z tej generacji da się wycisnąć. Gdzieniegdzie da się dostrzec słabsze tekstury czy proste bryły składające się na jakiś przedmiot, ale przy tak dużym świecie, ogromnej ilości szczegółów, braku jakichkolwiek loadingów (poza początkowym doczytywaniem) i braku konieczności instalowania gry na HDD konsoli, i tak należy bić brawa magikom z Naughty Dog. Niektóre etapy wprost miażdżą swoim klimatem, a to przecież w grach typu action adventure bardzo ważne.
Świetnie wypadło też udźwiękowienie – poczynając od doskonałych efektów dźwiękowych, bardzo okazjonalnej muzyki (motyw przewodni rządzi!), a na dialogach kończąc. Pochwalić należy zarówno rewelacyjny dubbing w wersji angielskiej, jak i polski, który niewiele ustępuje oryginałowi. Wprawdzie po pierwszych zajawkach wypuszczonych przez SCE Polska wielu graczy miało pretensje do Anny Cieślak, która wcieliła się w rolę Ellie, ale pełna wersja rozwiała moje wątpliwości – jest bardzo dobrze. Czasami wprawdzie trochę pokracznie wyglądają siermiężne fucki puszczane co chwila przez czternastolatkę, ale jest po prostu w porządku. Super wypadł Krzysztof Banaszyk (Joel), od którego nigdy nie odczułem jakiejkolwiek sztuczności. Tradycyjnie można przyczepić się do szeregowych przeciwników, których kwestie zbyt często się powtarzają, ale nie można mieć wszystkiego.
Duży plus również za to, że The Last of Us jest jak na dzisiejsze czasy długim tytułem. Jego przejście powinno Wam zająć 12-16 godzin, w zależności od tego jak bardzo będziecie nastawiać się na eksplorację. Mi zajęła nieco ponad 13, ale zdecydowanie ma potencjał na kilkukrotne przechodzenie. Są sekrety, często do celu prowadzą różne drogi, poza tym wykreowany przez twórców świat jest tak zachęcający, że po jednokrotnym ukończeniu aż chce się od razu rozpocząć całość od nowa. No i jest przecież Multiplayer, ale o nim za chwilę.
Jak wspomniałem na początku, The Last of Us nie jest ideałem. Kilka elementów twórcy mogli bardziej dopracować, abyśmy już na dobre zanurzyli się w całą wyprawę Joela i Ellie. Po pierwsze, muszę wspomnieć o średnim początku. Prolog jest świetny, natomiast po nim następuje długa pauza i niemal dwie godziny dość niemrawego nawiązywania akcji. Joel przemieszcza się z jednego miejsca do drugiego, ale można odnieść wrażenie jakiegoś zastoju, gra po prostu wolno się rozkręca. Nie, nie chodzi mi o to, aby pędzić na złamanie karku i że chciałbym obecność akcji rodem z Call od Duty. Po prostu pierwsze chaptery (poza prologiem) odstają swoim poziomem od świetnej reszty.