Onlygames.pl | Serwis Konsolowy, recenzje gier, konsole | PlayStation 3, Xbox 360, Wii, PSP, 3DS, DS, PS2, strona o konsolach

------------------------------------
Kanał OnlyGamespl na YouTube:

Zdjęć w galerii: 14033
Liczba wiadomości: 8451
Liczba artykułów: 1800
Spyro the Dragon - wideo- recenzja - [Strefa Retro] PSX

Tym razem w Strefie Retro cofamy się do 1998 roku - do debiutu Spyro the Dragon na PSX / PS one. Zapraszamy do komentowania - dajcie znać jak wspominacie przygody fioletowego smoka z pierwszej PlayStation. Tradycyjnie udostępniamy Wam dwie wersje - filmową (poniżej) oraz do czytania (pod filmem). Sami zdecydujcie.

 

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

KIEDYŚ: 1998 rok był pod wieloma względami przełomowy dla PlayStation. Pomijam już fakt, że debiutowały wówczas takie hity jak Metal Gear Solid, Gran Turismo, Resident Evil 2, czy Tekken 3, ale PSX doczekał się również pierwszej prawdziwej trójwymiarowej platformówki, na którą fani gatunku czekali od długiego czasu. Ok., wiem, że wcześniej ukazał się Croc, ale przecież nie ma co ukrywać, że wielkiej swobody to on nie oferował i do Super Mario 64 nawet się nie umywał. Hydraulik na konsoli Nintendo był wówczas wyznacznikiem jakości, do którego inne studia developerskie nie były w stanie się zbliżyć. Aż wreszcie pojawił się dość nieoczekiwanie właśnie Spyro – projekt skrzętnie ukrywany przez wiele miesięcy, ujawniony niewiele czasu przed premierą. Zespół Insomniac Games, mający wówczas na koncie Disruptora na PSone miał się czym pochwalić. Spyro the Dragon był małym technologicznym przełomem na szarej konsoli Sony.

PSX oczywiście nie narzekał na niedobór platformówek – mieliśmy przecież doskonałą serię Crash Bandicoot od Naughy Dog, Gexa od Crystal Dynamics, czy inne dwuwymiarowe, klasyczne tytuły. Popularny „Szarak” czekał jednak na prawdziwego platformera 3D, który pozwoliłby pozbyć się kompleksu Super Mario z Nintendo 64. Spyro the Dragon był wreszcie takim tytułem. Z wielkimi, otwartymi światami do eksploracji, rewelacyjnie animowanym głównym bohaterem i toną świecidełek do zebrania. Nie da się ukryć, że studio Insomniac Games zadziwiło świat głównie swoim silnikiem graficznym, ale nie tylko.



Historyjka była schematyczna jak zawsze. Fioletowy smoczek Spyro wyrusza w świat, aby uratować swoich kumpli z magicznej klątwy. Przebrzydły Gnasty Gnorc grający tutaj głównego bossa zamienił wszystkie pozostałe, dorosłe smoki w lodowe posągi i tylko mały Spyro jest w stanie przywrócić je do życia. Oczywiście przy okazji zamierza skopać tyłek głównemu przeciwnikowi, ale to przecież więcej niż oczywiste. W każdym razie fabuła nie odgrywała w całej wyprawie większej roli. Spyro po prostu musiał odnajdować swoich towarzyszy i przywracać ich do dawnej formy – było to jedno z zadań do wykonania w grze.

Cała gra składa się z sześciu dużych światów bazowych, na których rozmieszczono portale pozwalające przenosić się do kolejnych podpoziomów. W sumie wszystkich etapów przygotowano blisko czterdzieści, co pozwoliło na około dziesięć godzin zabawy za pierwszym razem i drugie tyle, jeśli chcieliśmy wymasterować tę produkcję. Zbierania różnego rodzaju dóbr było bardzo dużo – po pierwsze na każdym poziomie trzeba było odnaleźć kilka smoków, po drugie wszędzie walały się kolorowe klejnoty (po kilkaset na jeden level), a dodatkowo w wybranych sekcjach trzeba było ganiać małych złodziejaszków w kapturach, którzy uciekali ze smoczymi jajkami. Cała kampania była skonstruowana tak sprytnie, że w zasadzie trzeba było nastawić się na eksplorację i czyszczenie poziomów ze wszystkiego, co dało się zebrać. Aby dostać się do kolejnych światów trzeba było dostarczać na przemian wspomniane znajdźki – czasem wymagana była określona ilość kryształów, innym razem smoczych jajek, a czasami uwolnionych smoków. Siłą rzeczy warto więc było zaglądać w każdy kąt i szukać wszystkiego, co tylko dało się zebrać. A przecież to fani platformówek kochają najbardziej.



Ciekawym motywem była też ważka Sparx, która latała obok głównego bohatera i pomagała mu w zbieraniu klejnotów oraz symbolizowała energię Spyro. Jej złoty kolor oznaczał, że fioletowy smok miał jeszcze szansę trzy razy oberwać od jakiegoś przeciwnika zanim stracił życie. Po jednej wpadce kolor ważki zmieniał się na niebieski, po dwóch na zielony, a po trzeciej  ważka znikała i odtąd jedna skucha oznaczała porażkę i konieczność zaczynania od ostatniego punktu kontrolnego. Co ciekawe, ważkę można było przywracać do życia zabijając drobne, nieszkodliwe żyjątka hasające po łąkach – po ich unicestwieniu pojawiał się motyl, który zjedzony przywracał nam ważkę bądź poprawiał jej kolor.

Ogromne wrażenie robiła zwłaszcza oprawa graficzna, która pokazywała na co stać niepozornego PSX-a. Twórcy chwalili się, że opracowali trzy różne silniki graficzne, które odpowiadały za generowanie całego obrazu. Co było naprawdę genialne, udało się uniknąć wszechobecnej w grach na PSone mgły – dalszy plan po prostu był mniej szczegółowy, ale cały czas widoczny, z czym nie do końca byli w stanie poradzić sobie inni twórcy. A trzeba przyznać, że poziomy autorzy dostarczyli naprawdę rozległe i świetnie zaprojektowane – pełne ukrytych pomieszczeń, wymagających sekcji i trzeba było się mocno nakombinować, aby wyczyścić je do końca. Dodatkowo uwagę zwracała świetna animacja postaci – począwszy od głównego bohatera, a na przeciwnikach skończywszy. Świetne też było to, że oponentów trzeba było pokonywać na różne sposoby. Spyro mógł ziać ogniem, ale działało to tylko na niektórych delikwentów. Innych trzeba było potraktować rogami podczas szarży, byli też na pierwszy rzut oka niezniszczalni osobnicy, czy tacy, których należało unicestwić wystarczająco szybko, aby nie byli w stanie wyprowadzić swojego ataku czy czaru.



TERAZ: Jak to wszystko prezentuje się teraz, kilkanaście lat po premierze oryginału? Nie da się ukryć, że pierwsza część Spyro nieco się zestarzała. Nie chodzi tu nawet o oprawę, która nawet dzisiaj jest niezła, ale bardziej o mechanikę rozgrywki. Gra jest po prostu trochę zbyt monotonna w swych założeniach i za bardzo opiera się na zbieractwie. W każdym ze światów właściwie chodzi o to samo – o ciągłe zbieranie świecidełek, ratowanie smoków i ganianie zakapturzonych uciekinierów ze smoczymi jajkami. Zmienia się jedynie klimat i sceneria. Twórcy zresztą zrozumieli swój błąd i w przypadku kolejnej części wprowadzili już konkretne zadania do wykonania na każdym z etapów, natomiast w pierwszej części wszystko opierało się na eksploracji i szukaniu klejnotów. Oczywiście zdarzały się drobne urozmaicenia w postaci walk z bossami, czy poziomów latanych na czas, ale były to jedynie wyjątki od reguły. Dzisiaj widać po prostu, że było ich za mało, a w 1998 roku wszyscy zachłysnęli się świetną jak na tamten czas oprawą i nie zwracali większej uwagi na takie oczywistości.

Denerwuje też kamera i częste problemy z jej centrowaniem. Dzisiaj dziwne wydaje się to, że nie można ustawić jej kontrolowania pod prawą gałkę analogową – trzeba posiłkować się przyciskami R2 i L2 na padzie, które obracają kamerę w wybraną stronę. To jeszcze dałoby się znieść, gdyby nie fakt, że kamera często się gubi i utrudnia walkę z licznie rozstawionymi przeciwnikami, którzy tylko czekają na błąd. Mimo wszystko można się do tego przyzwyczaić.



Czy zatem warto sobie odświeżyć ten tytuł? Jak najbardziej tak, ale musicie po prostu zaakceptować to, że ma on już kilkanaście lat na karku i trochę archaiczną mechanikę opierającą się niemal wyłącznie na zbieractwie. Jeśli jednak kolekcjonowanie świecidełek jest tym, co w platformówkach lubicie najbardziej, nie mogliście lepiej trafić. Z perspektywy czasu widać, że kolejne dwie części serii wydane na PSone były lepsze, ale warto mieć w swojej kolekcji także kultową „jedynkę”. To kawał historii pierwszej PlayStation i tytuł, który pokazał, że konsola Sony nie musi oblewać się rumieńcem na frazę „Super Mario 64”. Spyro nie jest może zbyt często widywany na aukcjach internetowych, ale jeśli będziecie mieć problem z zakupem oryginału na PSX-a, możecie zajrzeć na PS Store, gdzie za cenę 19 złotych bez problemu kupicie ten klasyczny tytuł, który potem będzie można odpalać na PS3, PS Vita czy PSP. Na platformie cyfrowej Sony jest też dostępna cała trylogia za 39 złotych, zatem sami zdecydujcie co bardziej się Wam opłaca.

Rafał "Baron Ski" Skierski

 

Strona artykułu: [1]        

UID: 1710
Okładka/art:
Tytuł:
Spyro the Dragon - recenzja [Strefa Retro]
Developer: Insomniac Games
Gatunek: platformówka
Data wydania:
EUR: 12/10/1998
USA: 09/10/1998
JAP: 04/01/1999
Poziom trudności:
niski (2/5)
       

Strony zaprzyjaźnione

- ZOBACZ TUTAJ              
Kana³ RSS
Materiały zawarte w serwisie onlygames.pl są objęte prawem autorskim i nie mogą być w całości
lub we fragmentach kopiowane, powielane oraz rozprowadzanie bez zgody ich autorów!