Onlygames.pl | Serwis Konsolowy, recenzje gier, konsole | PlayStation 3, Xbox 360, Wii, PSP, 3DS, DS, PS2, strona o konsolach

------------------------------------
Kanał OnlyGamespl na YouTube:

Zdjęć w galerii: 14033
Liczba wiadomości: 8451
Liczba artykułów: 1800
Sega Rally - recenzja PlayStation 3Xbox 360PC

Sega Rally to jeden z tytułów, które zrewolucjonizowały rynek gier video. Pamiętam to, jakby to było dziś – 1996 rok, salon jednego ze sklepów elektronicznych. W rogu wydzielony kącik z telewizorkiem 21’’ i Segą Saturn na dole. Na ekranie zapuszczona Sega Rally, która przyciągała tłumy gapiów i powodowała autentyczny opad szczęki. Wiecie, wówczas wszyscy jeszcze beztrosko grali sobie na Amigach, czy też konsolach 16-bitowych (Mega Drive, Super Nintendo), gdzie królowała grafika 2D. W pełni trójwymiarowy tytuł od „Niebieskich” po prostu rozkładał na łopatki – po pierwsze swoją grafiką, a po drugie genialnym modelem jazdy. Nikomu nie przeszkadzało to, że Sega Rally posiadała 4 trasy i 3 samochody do wyboru. Liczyła się grywalność, a tej nie można było wspomnianej przed chwilą pozycji odmówić. To był hit, dla którego ludzie decydowali się wyłożyć kasę na konsolę. Choć od tamtego czasu wiele lat już upłynęło, wspominam wyścigi od firmy Sonica z rozrzewnieniem. Możecie wierzyć lub nie, ale Saturn wiernie czeka w szafce blisko telewizora i zdarza mi się go odpalać od czasu do czasu – właśnie po to, by przejechać kilka kółek w Sega Rally.

Wróćmy jednak do teraźniejszości. Seria niestety średnio przetrwała próbę czasu. Jedynie druga część, wydana kilka lat temu na Dreamcasta była jeszcze udanym tytułem. O Sega Rally 2006 na PS2 przez grzeczność nie będę się rozpisywał. Umówmy się, że nie był to zbyt udany tytuł. „Niebiescy” zapowiadali prawdziwy powrót na konsolach nowej generacji i wprowadzenie rewolucyjnego, ich zdaniem, patentu. Jak to wyszło w praniu?

Brak intra nie nastroił mnie optymistycznie. Developerzy ostatnio nie przykładają się do tego elementu, a szkoda. Chyba zapomnieli, jak to udana wstawka początkowa w erze konsol 32-bitowych zachęcała nas do złapania za joypad... Gdy zawitałem do menu głównego, wcale nie było lepiej. Twórcy nie rozpieścili nas także mnogością trybów. Oprócz głównego Championship mamy jeszcze jedynie Quick Race (praktycznie bezużyteczny), Time Trial (o dziwo ciekawszy niż można by się było spodziewać, ale o tym później) oraz Multiplayer. Po wybraniu „jedynej słusznej”, a więc pierwszej opcji stanęły przede mną trzy klasy wyścigów: Premier, Modified oraz Masters. O co tu chodzi? Oczywiście o typy samochodów. W każdej klasie przyjdzie Wam się ścigać innymi modelami fur. W Premier są klasyczne wózki (typu Subaru Impreza, Mitsubishi Lancer Evo IX), w Modified auta mniejszego kalibru (VW Golf GTi, Citroen C2 Super 1600, itp.), a w Masters znajdziecie już historyczne „rakiety” na kółkach (np. Lancia Super Delta HF Integrale, Audi Quatro A2, Lancia Stratos). Jak widać, każdy powinien znaleźć coś dla siebie, choć siłą rzeczy będzie musiał zaliczać wszystko po kolei (na początku dostępna jest tylko pierwsza klasa). Wróćmy jednak do rozkładania na czynniki pierwsze głównego trybu... Po wybraniu dowolnej klasy Waszym oczom ukaże się kilka lig: Amateur League, Professional, Expert oraz Final. Każda z nich to 3-4 trasy do przejechania, więc od razu widać, że na żywotność trudno będzie narzekać.



Wskoczyłem więc do pierwszej lepszej ligi, by sprawdzić to, co najważniejsze – model jazdy, który potrafi wynieść racera na szczyt (vide pierwsza część Sega Rally) lub kompletnie go położyć (patrz Sega Rally 2006). Jak więc jest w najnowszej części? Cóż, dobrze. Z początku trochę trudno się przyzwyczaić do wdrożonego tu modelu sterowania – wydaje się nazbyt poślizgowy, a samochód reaguje na najmniejsze wychylenie analogowej gałki, więc trudno go utrzymać w linii prostej na trasie. Z czasem jednak jest coraz lepiej, więc powinniście dać sobie chociaż pół godziny na naukę. Nie jest łatwo, bo konsolowi przeciwnicy już od samego początku stawiają wysoko poprzeczkę – moim zdaniem przesadzono trochę z krzywą poziomu trudności. Jeszcze za chwilę wrócimy do tego tematu.

Autorzy zapowiadali rewolucję w jednym aspekcie – deformacji nawierzchni. W dotychczasowych grach zawsze traktowano ten element po macoszemu. Czy nie zastanawialiście się chociaż raz dlaczego jadąc w jakichś wyścigach terenowych w błocie, Wasz samochód nigdy nie zakopuje się? Dlaczego przejeżdżając trzecie z kolei okrążenie nie obserwujecie żadnych większych różnic na trasie? Sega Rally zrywa z tym. „Błoto” to drugie imię najnowszej części. Ludzie z Sega Racing Studio postawili sobie za cel chyba wrzucenie do gry jak największej liczby rodzajów nawierzchni – czasami aż miałem wrażenie, że autorzy popisują się jak tylko mogą. W jednej z tras w kanionie zaczynamy jazdę na asfalcie, by po chwili zjechać na żwir, a potem na błotnistą, wyboistą drogę z licznymi kałużami. Potem mała wycieczka pod górę i już mamy pod kołami piaszczystą drogę, by po chwili znowu wjechać na asfalt. Oczywiście po każdej z tych nawierzchni jeździ się inaczej, więc trzeba się trochę przestawiać co chwilę w stylu prowadzenia samochodu. Nie to jest jednak najciekawsze. Największe wrażenie robi deformacja toru, która najbardziej widoczna jest właśnie na przykładzie błota. W Sega Rally zawsze ściga się ze sobą 6 fur na 3 okrążeniach danej trasy – tak to już sobie developer ustalił. Zaręczam, że te kilka pojazdów potrafi zrobić niezłą zadymę już po pierwszym okrążeniu. W błocie powstają koleiny, które wcale nie są tanim efektem. Na drugim okrążeniu musimy już zmagać się z taką nierówną nawierzchnią, która ma ogromny wpływ na prowadzenie auta – od wynoszenia na zewnętrzną stronę trasy, aż do obracania furą włącznie. Muszę przyznać, że mocno pracujące zawieszenie wózków w połączeniu z silnymi wibracjami w joypadzie daje piorunujący efekt (tutaj oczywiście wersja na PlayStation 3 zalicza mały minus, bo Sixaxis nie oferuje funkcji „rumble”, co naprawdę zmniejsza lekko doznania z obcowania z tym tytułem).


Muszę przyznać, że tak zaawansowany system deformacji nawierzchni, nawiązujący przecież jak najbardziej do realizmu, kłóci się trochę z całą, bardzo arcade’ową resztą. Sega Rally to czysto zręcznościowy tytuł, który najprawdopodobniej rozśmieszy jedynie fanów symulatorów. Podobać może się oprawa graficzna, która została wykonana jak najbardziej z dbałością o szczegóły, z zachowaniem stabilnej liczby klatek na sekundę. I choć zdarzają się trasy wykonane lepiej (np. te w dżungli) i gorzej (chociażby te śnieżne), to w ogólnym rozrachunku opracowanie najnowszych wyścigów od „Niebieskich” zdecydowanie może się podobać. Dlaczego piszę o tym właśnie teraz? Otóż chciałbym nawiązać do jednej rzeczy – niewidzialnych ścian wokół tras. Niestety, trzeba się z tym liczyć w Sega Rally. Niektórzy twierdzą, że taka to już specyfika tej serii, ale ja wcale nie poczytywałbym tego za plus. Wielokrotnie zdarzy Wam się, że będziecie chcieli przejechać po jakimś skrawku trawy, żeby ściąć zakręt. Niestety, nic z tego. Furę odbije niczym po uderzeniu w skałę. Trochę gryzie się to z ładnym opracowaniem całej gry, bo dla przykładu w torach zimowych naturalnym wydawałoby się, że można wyjechać poza trasę i zakopać się lekko w śniegu. Nic z tego – mimo, że poza torem nie ma nawet żadnej barierki, czy ogrodzenia, odbijecie się i tyle. Oczywiście warto ten stan rzeczy wykorzystywać i odbijać się od „niewidzialnych ścian”, co znacznie ułatwia „ratowanie się” w sytuacjach kryzysowych. Z pewnością w realiach takiej pozycji jak Sega Rally nie jest to jakiś wielki minus, ale wolałbym jednak móc wypaść w to nieźle opracowane otoczenie, a nie lizać lizaka przez szybę.

Dużo poważniejszą wadą jest w moim przekonaniu system kolizji. Powiem nawet więcej – moim zdaniem lekko rozłożył on ten tytuł, albo przynajmniej nie pozwolił wybić mu się poza kategorię „dobry” lekko wyżej. Twórcy w wywiadach podkreślali, że esencją najnowszej części ich racera jest rywalizacja z oponentami. Nie zaprzeczam – rzeczywiście konsolowi przeciwnicy robią wszystko co mogą, by uprzykrzyć nam życie. Problem tylko w tym, że każdorazowe zetknięcie się z samochodem rywla owocuje niczym innym, tylko jedną wielką frustracją. Prawdę mówiąc nie bardzo rozumiem algorytmy, które odpowiadają za taki stan rzeczy, ale konsolowi oponenci są po prostu uprzywilejowani. Są właściwie jak jakieś roboty – prędzej już wjedziecie im na dach (i to dosłownie!) niż przepchniecie, czy wypchniecie poza trasę. Zawsze jakoś tak dziwnie składa się, że na kontakcie z wrogim pojazdem tracimy właśnie my, a nie fura przez nas uderzona. Doprawdy dziwnie wygląda to, gdy z całym impetem wbijam się w bok Subarynki sterowanej przez konsolę, a ta jak gdyby nigdy nic jedzie dalej zostawiając mnie daleko w tyle. I o ile na początku nie jest to wszystko jeszcze tak bardzo widoczne, tak poczekajcie aż dojdziecie do ostatniej klasy pojazdów (Masters), w której Wasza frustracja sięgnie zenitu. Nie dość, że zasada się we wspomnianej klasie za kierownicami bardzo szybkich samochodami, to oponenci jeżdżą jak szaleni, po prostu cisną „na pałę” przed siebie nie zważając czy na ich torze jazdy ktoś się znajdzie. Bezczelne wjeżdżanie w zderzak, wbijanie się w bok samochodu, ciągłe przepychanki – to tutaj chleb powszedni. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby właśnie nie zepsute kolizje, które to premiują AI.



W Sega Rally zastosowano już lekko przestarzały system, który sprawia, że na początku wszyscy oponenci nas odsadzają, by po pierwszym okrążeniu nagle lekko zwolnić i pozwolić się wyprzedzać. Cały szkopuł w tym, że najczęściej cała rywalizacja toczy się jedynie z liderem, ewentualnie z dwoma prowadzącymi autami. W końcowych wyścigach wszystko w zasadzie sprowadza się do tego, w jakim stopniu zdołają nam przeszkodzić „maruderzy” w doganianiu czołówki. Zaręczam, że biorąc pod uwagę skopany system kolizji i częste kontakty z furami przeciwników, stopień ten jest najczęściej duży. Czasami frustracja sięga zenitu, gdy nie ze swojej winy zalicza się obrót wokół własnej osi, czy inne nieprzewidziane zdarzenie. Powtarzam jeszcze raz – z początku nic nie zwiastuje takich problemów. Pierwsza klasa – Premier – jest bardzo przyjemna w odbiorze i wydaje się, że twórcy odwalili kawał dobrej roboty. Poczekajcie jednak z oceną zanim dojdziecie do ostatniej... Podejrzewam, że niektórzy recenzenci właśnie nie dotarli do końcowych wyścigów i potem pojawiały się zadziwiająco wysokie oceny w niektórych wielkich magazynach i serwisach (m.in. Official Xbox Magazine oraz Eurogamer, które wlepiły omawianemu tytułowi 9/10).

Cały paradoks Sega Rally polega na tym, że mimo tego, co napisałem przed chwilą, ukończyłem główny tryb i nawet mam ochotę na więcej, czyli zaliczanie wszystkich serii wyścigów na pierwszym miejscu w generalce (zachęcają achievementy). Musicie wziąć jednak pod uwagę jedno – ja uwielbiam wyzwania, właśnie tego głównie oczekuję od gier. Doskonale bawiłem się zaliczając swego czasu na przykład Amplitude na najwyższym poziomie trudności, wszystkie licencje we wszystkich częściach Gran Turismo na złoto, a obecnie żyłuję Guitar Hero II na najwyższych poziomach trudności. Doskonale jednak zdaję sobie sprawę, że większość z Was nie ma takiego samozaparcia. Sega Rally to tytuł dla ludzi o mocnych nerwach, których nie zrazi porażka, nawet nie z ich winy. Jeśli szybko się poddajecie, powinniście omijać raczej ten tytuł szerokim łukiem. Zwłaszcza, że poprzeczka (poziom trudności) została ustawiona przez twórców bardzo wysoko.

Szkoda, że główny tryb polega w całości na ściganiu się z oponentami. Twórcy mogli wrzucić część zadań polegających na pobijaniu wyznaczonego limitu czasowego, w czym zresztą ta seria była zawsze bardzo grywalna. Na szczęście jest opcja Time Trial, która o dziwo jest bardziej rozbudowana niż można by się było spodziewać. Każda trasa ma wyznaczony czas, który trzeba pobić, więc wszyscy maniacy „czasówek” z pewnością spędzą tu sporo czasu. Fajnie, że tryb ten jest zintegrowany z listami rankingowymi graczy z całego świata, więc błyskawicznie można sprawdzić się w starciu z innymi. Fajną opcją jest też możliwość ściągnięcia „ducha” najlepszego przejazdu i potem mierzenia się z nim offline.



Multiplayer jest już za to moim zdaniem średnio udany. Po pierwsze można pojechać we dwie osoby na split-screenie, jednak nie da się dodać samochodów sterowanych przez konsolę, więc nie jest to zbyt emocjonujące. Na osłodę pozostaje Xbox Live, gdzie sześciu zapaleńców może się ze sobą mierzyć na jednej z wybranych tras. Tutaj to dopiero jest rywalizacja! Jeśli nie lubicie, gdy ktoś na chama próbuje Was zepchnąć z trasy, nawet tego trybu nie odpalajcie. Tutaj wszyscy atakują wszystkich – wyścig to jedna wielka przepychanka, w której obowiązuje tylko jedna zasada – „brak zasad”. Jakoś tak dziwnie się składa, że przeważnie innym graczom zależy bardziej na uprzykrzeniu życia przeciwnikom niż czystej jeździe, więc możecie przygotować się na „chamówę” do potęgi.

Na koniec zostawiłem sobie jeszcze omówienie oprawy audio. Cóż, nie jest ona najwyższych lotów. Po pierwsze w tle przygrywa jakaś żałosna muzyka, która nadaje się tylko do jednego – do wyciszenia. To jakieś słabe rzępolenie bez ładu i składu, jak to w grach Segi. Pilot opisujący trasę to ten sam gość, który towarzyszył nam w pierwszych częściach serii – choć nie wykonuje swojej roboty zbyt dokładnie, to jednak nie sposób go nie polubić. Odgłosy pracy silników także są w porządku. Gorzej już z dźwiękami, jakie dochodzą podczas przepychanek fur, „ocierania się” o siebie. To coś jakby pudła na strychu zderzały się ze sobą – na dłuższą metę denerwujący detal. Podsumowując, jeśli wyciszycie całkowicie muzykę (mus!), to oprawa dźwiękowa będzie nawet znośna.



Czy Sega Rally zmartwychwstała? Na pewno tak, ale nie w wielkim stylu. Przyjemny model jazdy, ładna grafika i ciekawe trasy zostały trochę przygniecione przez daremny system kolizji, który pokazuje rogi zwłaszcza w ostatniej, najwyższej (i najszybszej) klasie samochodów. „Niebiescy” dostarczyli arcade’owy tytuł, który może się podobać, jednak nie każdy będzie miał tyle samozaparcia, by przez niego przebrnąć. Wybór należy do Was, ale w świetle ostatnio wydanych pozycji, ja na SR zdecydowałbym się ewentualnie dopiero wtedy, gdybym posiadał już Project Gotham Racing 4 (którego recenzję wkrótce znajdziecie w serwisie) oraz Colin Mcrae DiRT.

Rafał „Baron Ski” Skierski

4
Oryginalność
Standardowe tryby i rozgrywka.
8
Grafika
Bardzo ładne opracowanie otoczenia i samochodów. Szkoda, że wokół tras są niewidzialne ściany.
6
Dźwięk
Tragiczna muzyka (do wyciszenia!), niezły lektor i dobre odgłosy pracy silników.
7
Grywalność
Przyciągnie do ekranu tych, którzy oczekują od gier przede wszystkim wyzwania.
8
Źywotność
Przebicie się przez grę po najmniejszej linii oporu to jakieś 7 godzin zabawy. W Sega Rally chodzi jednak o to, by próbować wszystko wymaksować.
7.7
Ocena końcowa
Tylko dla ludzi z dużą dawką samozaparcia w sobie. Reszta powinna zainteresować się najnowszym Colin Mcrae: DiRT.

Jak oceniamy? Wyjaśnienie naszego systemu ocen tutaj.

Strona artykułu: [1]        

UID: 3044
Okładka/art:
Tytuł:
Sega Rally
Developer: Sega Racing Studio
Gatunek: wyścigi
Data wydania:
EUR: 28/09/07
USA: 09/10/07
JAP: 31/01/08
Poziom trudności:
wysoki (4/5)
7.7/10
       

Strony zaprzyjaźnione

- ZOBACZ TUTAJ              
Kana³ RSS
Materiały zawarte w serwisie onlygames.pl są objęte prawem autorskim i nie mogą być w całości
lub we fragmentach kopiowane, powielane oraz rozprowadzanie bez zgody ich autorów!