Kolejna sprawa to głosy postaci. Niestety zabrakło tym razem dużego nazwiska ciągnącego tę lokalizację, ale przecież nie musiało go być. Problem jednak w tym, że ci którzy zostali niespecjalnie dali radę. Wypadło to wszystko co najwyżej poprawnie, bo niestety praktycznie wszyscy bohaterowie rażą sztucznością i niepotrzebną grą aktorską tam, gdzie tego nie potrzeba. Jest to niestety jeden z tych przypadków, w których polonizacja nie zostawia po sobie dobrego wrażenia. Jest poprawnie, ale nic ponad to.
Szkoda, że Killzone: Najemnik to gra tak krótka – przynajmniej główna kampania dla jednego gracza. Po jej zaliczeniu efektywny czas gry w menu wskazał mi 4h:10min. Fakt, że kilkadziesiąt razy poległem i musiałem wczytywać checkpointy, ale wynik pięciu godzin to nie jest coś, czym twórcy mogą się chwalić. W sumie misji jest tylko dziewięć i choć po ich zaliczeniu odkrywają się jeszcze wariacje z różnymi zadaniami do wykonania, to jednak ludzie z Guerilla powinni postarać się o więcej. Pewnie, jest jeszcze Multiplayer, tylko że to słabe wytłumaczenie.
Dopracowania wymaga jeszcze efekt dymu/ognia. W oczy kłuje niestety pikseolza. |
Tryb wieloosobowy wypadł na szczęście bardzo dobrze. Dostarczono tu wprawdzie jedynie trzy podstawowe, dość sztampowe tryby (odpowiedniki Deathmatchu, Team Deathmatchu i do tego ‘Strefa Wojny’ – znana z poprzednich części), ale to wystarcza do dobrej zabawy. O dwóch pierwszych nie ma co się rozpisywać, natomiast jak zwykle najciekawsza jest Strefa Wojny. Tutaj starcie podzielone jest na rundy i w każdej z nich zmieniają się główne cele. Map jest w sumie sześć, a więc nie za dużo, ale nie można im zbyt wiele zarzucić – są wielopoziomowe, ciekawe i choć w dużej mierze bazują na etapach z kampanii to designerom należą się słowa uznania.
Co jakiś czas trafia się walka ze swego rodzaju "bossem", czyli przerośniętym przeciwnikiem. Tutaj akurat główny bohater pojedynkuje się z mechem. |
W Multiplayerze, podobnie jak w Singlu, również inkasuje się kasę, którą można przeznaczać na zakupy. Pieniądze i specjalne karty odwagi z kampanii przenoszą się także do trybów wieloosobowych, podobnie jak bronie i gadżety zakupione u Handlarza Bronią (Blackjacka). Z jednej strony to dobrze, a z drugiej – niezbyt dobrym pomysłem jest rozpoczynanie rozgrywki w Multiplayerze kompletnie od zera. Podsumowując jednak opcję wieloosobową, to trzeba przyznać, że nie została przygotowana na siłę. Stanowi integralną część gry i choć nie kupiłbym tylko dla niej tego tytułu, to na pewno zostawia po sobie bardzo dobre wrażenie.
Oświetlenie to kolejny mocny punkt programu. Mógłby jednak pojawić się jeszcze patch eliminujący mikro-zawieszki, które co jakiś czas występują i na ułamek sekundy wstrzymują rozgrywkę. Widać, że gra doładowuje dane w locie. |
Czas zapomnieć o żenującym Call of Duty: Black Ops Declassified i przeciętnym Resistance: Burning Skies. Killzone: Najemnik to tytuł, jakiego od dawna oczekiwaliśmy na PS Vita. FPS z prawdziwego zdarzenia, który nie musi się wstydzić nawet konkurencji z konsol stacjonarnych. Pewnie, że mógł być lepszy, bo przeciętna fabuła, standardowe zadania w kampanii i jej długość nie przynoszą grze chluby, ale inne elementy nadrabiają te braki. Prawdziwi (czyt. nie niedzielni) gracze posiadający handhelda Sony w zasadzie nie mają się nad czym zastanawiać – gra jest bardzo dobra i nie zawodzi pokładanych w niej nadziei.
Rafał „Baron Ski” Skierski
PLUSY:
- wreszcie porządny FPS na PS Vita;
- duże, ciekawe lokacje;
- możliwość prowadzenia rozgrywki w różny sposób (skradankowo/siłowo);
- nieźle rozwiązane sterowanie;
- oprawa graficzna pokazuje na co stać konsolę Sony;
- Tryb Multiplayer.
MINUSY:
- Długość kampanii;
- Słaba optymalizacja (mikro-zawieszki);
- Polska wersja językowa;
- Zadania, które wykonywaliśmy już setki razy w innych shooterach.