The Lost and Damned to pierwszy z dwóch zaplanowanych dodatków do Grand Theft Auto IV. Jego premiera odbyła się 16 lutego i jest od tego czasu dostępny do ściągnięcia przez Xbox Live za 1600 MS Points. Wnosi on do gry całkowicie nową fabułę wraz z głównym bohaterem, nowe bronie i pojazdy. Za chwilę dowiecie się, czy szumnie zapowiadany DLC jest wart ściągnięcia i wyłożenia na niego niemałych w końcu pieniędzy.
Tak jak już wspomniałem, w grze wcielamy się w nowego głównego bohatera – jest nim Johny Klebitz. Stoi on tymczasowo na czele gangu motocyklowego The Lost, ponieważ dawny szef – Billy Gray - musiał dać się zamknąć w ośrodku odwykowym. W czasie jego nieobecności w gangu panował spokój, dzięki sojuszom z innymi gangami zawartymi przez Johny'ego. Niestety, czasy sielanki musiały w końcu minąć… W pierwszej misji musicie pojechać po Billy'ego wraz z członkami gangu, do ośrodka odwykowego, z którego właśnie wyszedł. Wraz z ponownym objęciem stanowiska szefa The Lost postanawia on zerwać wszystkie dotychczasowe sojusze – rozpoczyna się czas walki gangów.
Ciekawą rzeczą, którą dali nam twórcy dodatku jest to, że gdy jedziemy w szyku, po pewnym czasie na drodze pojawia się logo The Lost. Gdy najedziemy na nie, podładowuje nam się zdrowie i kamizelka kuloodporna. Warto dodać, że na początku naszym domem jest tylko „club house” naszego gangu. Wszyscy, którzy są przyzwyczajeni do spania Niko w pięknym apartamencie będą zdziwieni – Johny sypia w małym pokoiku na starym materacu, wśród części do motocykli. Za to dużym plusem mieszkania w siedzibie naszego gangu jest to, że w jednym budynku mamy dostęp do atrakcji takich jak siłowanie się na rękę, czy gra w pewną grę karcianą, której zasad za bardzo nie rozumiem. To wszystko sprawia, że w kryjówce gangu możemy poczuć wspaniały klimat, który towarzyszy całemu dodatkowi.
W przeciwieństwie do podstawowego wątku GTA IV, w TLaD ważną rolę odgrywają nasi kompani. Większość misji wykonywać będziecie wraz z członkami The Lost, bez których na pewno nie dalibyście sobie rady. Gdy wybieracie się zrobić rozróbę, praktycznie zawsze zabieracie ze sobą parę osób z gangu. Do celu dojeżdżacie na motocyklach w specjalnym szyku. Wszyscy w nim muszę trzymać się swego miejsca, dzięki czemu cała grupa motocyklistów jest praktycznie niezniszczalna.
Jak już pewnie wiecie, dodatek jest poświęcony motorom. Ci, którzy grali w GTA IV wiedzą, że wyjechanie motorem na bardziej ruchliwą drogę to praktycznie samobójstwo. Niko przy każdym, nawet najdrobniejszym zderzeniu spadał z motoru i nieźle się ranił. Na szczęście z Johnym jest inaczej. Zderzenie z nadjeżdżającym z naprzeciwka ze średnią prędkością pojazdem nie robi na nim wrażenia, a jak już spadnie z motoru to trochę się toczy po asfalcie, co zadaje mu lekkie obrażenia. To wszystko sprawia, że jazda dwukołowcem jest przyjemnością i nie musicie bać się poruszania nim po mieście.
O ile jednak jazda motocyklem w pojedynkę jest przyjemna, to jazda w szyku czasami może nieźle wkurzyć. Zacznijmy od tego, że kompani są widoczni na radarze jako małe, niebieskie kropeczki, dzięki czemu teoretycznie powinniśmy łatwo się orientować w ich położeniu. Niestety, w praktyce jest inaczej – najprościej mówiąc te kropeczki mają czasem po prostu „zwiechy”, przez co wydaje się, że są daleko za nami, a nagle pojawiają się koło ikonki naszego bohatera. Ich inteligencja też nie jest zbyt dobra. Chłopcy często na siebie wjeżdżają, taranują, kompletnie źle biorą zakręty. Sprawia to, że wyglądają na tych motorach jakby się nieźle upili. Na szczęście ze strzelaniem do wrogów takich problemów już nie mają.
