Wiele osób patrzy na gry polskiej produkcji z przymrużeniem oka, nie bierze ich do końca na serio i ocenia przychylniej niż inne. No bo przecież to „swojski” wyrób i musimy być dla niego łaskawsi. Jednak moim obowiązkiem jest sprawiedliwie oceniać gry i muszę Was rozczarować – Bulletstorm wymiata. Stworzyło ją studio People Can Fly i być może część Czytelników nie kojarzy tej nazwy, ale wymieniając takie produkty jak Paintkiller, bądź Gears of War (wersja PC) - a to właśnie dokonania ww. firmy - można być pewnym jakości produktu, który dostajemy teraz.
Nie bez powodu wymieniłem te tytuły, ponieważ Bulletstorm to w pewnym stopniu mieszanka kilku gier akcji. Bohaterowie rodem z Gearsów, akcja momentami przypomina Painkillera, a postać grywalna ma ego większe niż James Bond, jest bardzo pyskata i pewna siebie. To właśnie dzięki głównemu bohaterowi przygoda spędzona w tym produkcie przynosi masę frajdy. Poza okładkowym bohaterem znajdziemy tu trójkę jego kompanów: cycatą żołnierkę, człowieka z elementami elektroniki (cyborga) i generała Sarrano, który pełni tu rolę głównego zła. Fabuła odgrywa bardzo ważną rolę.
Na początku mamy mały tutorial w postaci przesłuchiwania łowcy głów; w międzyczasie nasz bohater spija alkohol. Będąc w stanie upojenia porywa siebie i swoją załogę na samobójczy atak, którego celem jest wielki statek. Niestety, nie wszystko idzie po jego myśli. Rozbija się wraz z nim na planecie, która była niegdyś wspaniałym centrum rozrywki, a obecnie jest opustoszałym i strasznym miejscem. Więcej nie będę opowiadał, ponieważ odkrywanie kolejnych przygód sprawia wielką przyjemność. Mogę jeszcze tylko dodać, że gra od samego początku łapie za ja…ehm… gardło i nie puszcza, aż do końca, fundując liczne urozmaicenia rozgrywki i (często jednak przewidywalne) zwroty akcji.
Historię poznaje się z wielkim zaciekawieniem, jednak w odróżnieniu do serii Call of Duty nie znajdziemy tu denerwujących skryptów. Frajda płynąca z gameplayu zależy od tego, co aktualnie robimy, a cutscenki, które oglądamy w trakcie zabawy zostały wykonane również bardzo dobrze. Czasami są nawet lepsze niż w Uncharted 2, co - mam nadzieję - jest wystarczającą rekomendacją świadczącą o ich klasie. Co prawda fabuła opowiadająca o mięśniakach jest bardzo często wałkowana, jednak właśnie dzięki fajnie wykonanym przerywnikom filmowym w Bulletstorm historia jest wyjątkowa.
Warto w tym momencie wspomnieć o grafice, za którą jest odpowiedzialny silnik graficzny Unreal Engine. Krajobrazy wyglądają bardzo ładnie, pomieszczenia, postacie i woda również. Animacja i tekstury wypadają dobrze. Jedyne do czego mogę się doczepić to sposób uchylania się przeciwników od strzałów z broni snajperskiej – zawsze robią to tak samo. Raz zdarzyło mi się, że jedna z postaci zamiast na klawiaturze, wpisywała dane w powietrzu. Na szczęście więcej razy nie miało to miejsca, dlatego uznaję to za mało znaczący błędzik, który w żadnym stopniu nie wpływa na grywalność.